Post w ogóle nie związany z firankami, ale kto powiedział,
że muszę pokazywać tylko same dekoracje okien???
A ta huśtawka zasługuje na to, aby ją pokazać.
To jest kilkuletnia huśtawka, której potrzebny był mały lifting.
Jej czerwone "ubranie" wyblakło od słońca,
pourywały się troczki do przywiązania poduch do ramy,
do tego ciągle się zsuwały i niewygodnie się przez to siedziało.
W tym roku daszek się rozdarł i całkowicie go zdjęłam,
bo nie mogłam już patrzeć na dziurę nad głową.
I tak huśtawka została bez daszku nad głową.
Najlepiej byłoby kupić nową i nie martwić się, co zrobić, aby ożywić tę starą.
Najlepiej byłoby wybrać inną, może byłaby lepsza...
Może...
Jednak postanowiłam dać jej szansę i sobie również,
bo w końcu to ja miałam jej uszyć nowy strój.
Poza tym wszyscy ją uwielbiamy, bo jak już się na niej usiądzie, to nie chce się wstać ;)
Taka nasza rodzinna huśtawka, do której czujemy coraz większy sentyment
i nie wyobrażamy sobie wiosny/lata/jesieni bez niej.
Na tę metamorfozę czekała prawie 2 lata!
I wcale nie przyjechała do niej Sablewska, choć może byłoby warto ją zaprosić ;)
Poszperałam w szafie z tkaninami, nie wystarczyło to,
trzeba było wyjąć schowane trochę głębiej pojemniki z materiałami.
Było dobrze, wszystkie potrzebne ilości materiałów znalazłam.
Wymierzyłam, wykroiłam, doszyłam rzep do daszku i do poduchy-oparcia,
aby już więcej nie opadała, a drugą część rzepu przykleiłam do ramy daszku i do oparcia.
Zrobiłam falbankę, doszyłam do dolnej poduchy, wszystko wyprasowałam, poskładałam i założyłam na naszą huśtawkę.
A że zostało mi troszkę materiału postanowiłam, że nie może się zmarnować i powstały do kompletu dwie małe poduszeczki - teraz można nawet wygodnie się położyć.
Mój mąż i moje dziewczynki siedzą na niej od tej pory jeszcze częściej :D
Tylko ja nie mam czasu na przesiadywanie...ale przynajmniej miło mi się na nią patrzy.
Robiliście też metamorfozy rzeczy, które już się zużyły czy wolicie kupić nową rzecz?